Gangsta |
Zwymiotowałam na trawnik przed bramą, przytrzymując sobie włosy. Tomas trzymał moje rzeczy i czekał aż skończę — ale ja w ogóle nie czułam się, jakby miało mi się zrobić lepiej, mimo że jedynie kaszlałam. Pewnie wyglądałam okropnie, a czułam się jeszcze gorzej.
Megan była wysoka i zgrabna, miała pofarbowane na fioletowo długie, falowane włosy. Miała na sobie koktajlową czarną sukienkę, pomalowała się. Zobaczenie jej ciała, ze strużką krwi płynącą z ust i nienaturalnie wygiętym karkiem, było najgorszym, co w życiu zobaczyłam.
— Scarlett, zamówiłem taksówkę, pojedziemy do domu. Tak? — Steve pogłaskał mnie po plecach, a potem objął w talii i powoli obrócił twarzą do siebie. Nogi miałam jak z waty, pewnie upadłabym, gdyby mnie nie trzymał.
— Nie chcę wracać do pustego domu! — Zaczęłam płakać, mimo że przed chwilą byłam jeszcze zupełnie spokojna. Steve pocałował mnie w tył głowy, a potem podniósł na ręce.
— Mała, pojedziemy do mnie. — Odstawił mnie na ziemię i podał rękę, obejmując ramieniem. Taksówka stała na podjeździe pomiędzy samochodami. Tomas odprowadził nas aż do auta, obszedł je dookoła żeby odłożyć moje rzeczy na siedzenie obok.
— Dasz sobie radę? — Steve obrócił się na siedzeniu.
***
Gales była naprawdę podobna do Steve'a — miała ciemne włosy, brązowe oczy, wąskie usta. Siedziała na fotelu, ubrana w dziewczęcą, jasnoniebieską piżamę i mokrymi włosami, opadającymi na ramiona.
— Myślałam, że wrócisz później — zawołała już od progu. — Ale jak coś to mamy jeszcze trochę pizzy.
— Możesz odgrzać.
Steve trzymał mnie na rękach, tym razem w pozycji, którą zajęcia pierwszej pomocy nazywały 'po matczynemu'. Nie miałam siły wyjść z taksówki o własnych siłach. Byłam przemoczona i zmarznięta.
— O mój Boże, co się stało? — Dziewczyna natychmiast zerwała się ze swojego miejsca i podbiegła do mnie z kocem. Nie jestem pewna, czy wyglądałam na w pełni trzeźwą — nawet się tak nie czułam, mimo że najbardziej procentowym napojem, który wypiłam, był gazowany napój pomarańczowy.
— Potem ci wyjaśnię. Jest w szoku.
— Z tobą wszystko dobrze?
— Radzę sobie. — Wzruszył ramionami. Gales spojrzała na niego, a potem podała mi dłonie, prowadząc do łazienki. Chwilowo wydawała się chyba bardziej zaaferowana i przerażona niż ja.
— Bierz, co chcesz, nie krępuj się. — Stanęła na palcach, zdejmując z półki biały koszyczek i wyjmując z niego zapakowaną fabrycznie szczoteczkę. — Przyniosę ci piżamę, kochana. Śpisz w spodniach czy w koszuli?
Usiadłam na zamkniętej klapie toalety i schowałam twarz w dłoniach. Powinnam się ogarnąć.
— Obojętne. Przynieś, co ci wpadnie w ręce.
Gales wyszła z łazienki, zostawiając szeroko otwarte drzwi — było strasznie duszno. Lustro nad umywalką było zaparowane, a na półeczce pod nim stały dwie kosmetyczki, mydło w płynie i kubek ze szczoteczkami do zębów. Ich matka była modnisią, a modowe magazyny leżały nawet na koszu na brudną bieliznę.
— Nie zamykaj zamka. — Złożyła ręce jak do modlitwy, a potem skierowała się do drzwi. — A jakbyś czegoś chciała, to krzycz.
Zdjęłam z siebie bluzę, szorty i kolorowy kostium kąpielowy — dopiero wtedy dotarło do mnie, że moje majtki prawdopodobnie leżą w taksówce albo na podjeździe Melanie.
Wszystkie kosmetyki w ich domu pachniały podobnie — czymś pomiędzy męskimi perfumami a szamponem dla dzieci. Być może ich matka miała coś przyjemniejszego, ale przeszukiwanie jej rzeczy byłoby już ponad standardy.
Owinęłam się błękitnym, szorstkim ręcznikiem i spojrzałam w zaparowane lustro. Mogło być gorzej, ostatecznie nie wyglądałam tak źle, jak spodziewałabym się po świadku samobójstwa — ale dalej drżałam, chociaż przestałam niekontrolowanie płakać.
Dostałam dwa odgrzane kawałki pizzy z szynką i szklankę soku pomarańczowego — zjadłam je w błyskawicznym tempie, a potem położyłam na kanapie i zasnęłam.
***
Obudziłam się koło ósmej rano — mój telefon leżał na szafce, obok mojego plecaka. Ktoś przykrył mnie kołdrą i przyniósł kilka poduszek pod głowę. Kanapa w ich domu była zaskakująco wygodna, może nawet wygodniejsza niż moje łóżko.
Spojrzałam na wyświetlacz. Bateria trzymała się całkiem nieźle — trzydzieści procent było prawdziwym luksusem — zwłaszcza, że o tak wczesnej godzinie, miałam już kilka nieodebranych wiadomości. Z ulgą stwierdziłam, że wiadomość o aferze jeszcze nie dotarła do mojej mamy. Calissa wysłała mi kilka esemesów, ale nie było w nich nic ważnego — mimo to wysłałam jej kilka zdań, żeby dać znać, że wszystko w porządku.
Steve wysłał mi serduszko na dobranoc. Odpisałabym mu, ale na pewno nie wyciszył dzwonka, a nie chciałam go budzić.
— Jak się czujesz? Martwiłem się o ciebie. W końcu odebrałaś, Scarlett — stwierdził z wyrzutem Tomas, kiedy tylko do niego zadzwoniłam. Przeciągnęłam się, ziewając cicho.
— Spałam...
— Zasnęłaś? Ja nie zmrużyłem oka przez całą noc...
— Obudziłam cię? — zapytałam. Dlaczego w ogóle próbowałam kontaktować się z ludźmi o ósmej rano w sobotę? Czy to w ogóle miało sens?
— Nie, co ty. Właśnie miałem iść na śniadanie. — Ziewnął. — Chyba muszę kończyć, rodzice się niecierpliwią. Wiesz jacy są... Jakbym im miała uciekać ta modlitwa. Pa.
Jego rodzice byli naprawdę miłymi ludźmi, którzy bardzo dbali i o syna, i o karierę, i o swój związek, i o dom. Nie miałam czego im zarzucić — może oprócz niemal fanatycznej wiary. Cóż — Tomas nie wydawał się specjalnie narzekać.
— Już wstałaś? — Gales uśmiechnęła się, podchodząc do jednej z kuchennych szafek i wyciągając sobie miskę. — Co jesz na śniadanie? Płatki, kanapki, może jajka?
— Daj mi cokolwiek, to nie gra roli.
— No co ty, jesteś gościem! — Oparła się o blat i pochyliła w moją stronę. — Zjemy to, na co masz ochotę. Nie krępuj się.
— Gales, ja naprawdę... Zjem cokolwiek. — Podrapałam się po karku. Nie zamierzałam narzucać im swoich nawyków żywieniowych — zwłaszcza, że nie była moją służącą. Oczywiście, była bardzo miła, ale jej gościnność mnie przytłaczała.
— No dobra. To zrobię jajecznicę, okey? — Uśmiechnęła się, otwierając lodówkę. — Twój telefon dzwoni.
Mama. Wzięłam głęboki wdech, przygotowując w głowie wiarygodną wersję zdarzeń — wróciłam do domu koło pierwszej; nic nie piłam na imprezie; Melanie okazała się bardzo sympatyczna, ale nie miałyśmy okazji za dużo pogadać; świetnie się bawiłam; wstałam dosłownie przed chwilką i właśnie chciałam myć zęby.
— Halo?
— Scarlett, wszystko w porządku? — zapytała. — Nie musisz odpowiadać, już wszystko wiem, kochanie. Tak mi przykro, że musiałaś być świadkiem tego wszystkiego.
— Trzymam się — powiedziałam zaskoczona. Cholera, liczyłam, że lokalne gazety zabiorą ze sobą tę tajemnice do grobu, zanim wróci do domu z delegacji.
— Kamień z serca. Dajesz sobie radę? Jadłaś śniadanie?
— Jeszcze nie, Gales właśnie gotuje — oznajmiłam, patrząc jak rozbija jajka do jednej z ceramicznych misek. Wyglądała jak milion dolarów nawet robiąca jajecznicę, ubrana w piżamę — od czasu pierwszego występu, jaki miałam okazję zobaczyć, widziałam w niej tylko baletnicę w pięknej, białej paczce.
— Postanowiłam, że wrócę do domu wcześniej. Nie mogę poświęcać
Terry był jej psychoanalitykiem — spotkali się raz na dwa tygodnie, żeby porozmawiać o problemach w pracy mamy, rodzinie, życiu i rozliczeniach podatkowych. Był wysokim facetem w szarej marynarce, miał ładną brodę i — trzeba facetowi przyznać — był cholernie charyzmatyczny.
— Zwolniłam się z delegacji, właśnie wracam do domu. Potrzebujesz czegoś?
— Nie trzeba. Nie mówiłaś, że to bardzo ważny wyjazd?
— Będzie następny, ważny czy nie. Nic nie jest ważniejsze niż rodzina — stwierdziła z taką determinacją, że nie miałam odwagi się sprzeciwić. Poza tym cieszyłam się! W końcu miałam okazję spędzić z nią trochę czasu.
— To ja będę leciała, wiesz?
— Nawet nie zjesz? — Dziewczyna podniosła głowę znad patelni.
— Podziękuję. Wypiorę i oddam w szkole. — Wskazałam na piżamę. Przebrałam się w jeszcze odrobinę wilgotny i pachnący chlorem kostium i pogniecione ciuchy, po czym wypadłam z domu, trzaskając drzwiami.