sobota, 24 września 2016

Rozdział drugi - To love me better...

Gangsta

Zwymiotowałam na trawnik przed bramą, przytrzymując sobie włosy. Tomas trzymał moje rzeczy i czekał aż skończę ale ja w ogóle nie czułam się, jakby miało mi się zrobić lepiej, mimo że jedynie kaszlałam. Pewnie wyglądałam okropnie, a czułam się jeszcze gorzej.

Megan była wysoka i zgrabna, miała pofarbowane na fioletowo długie, falowane włosy. Miała na sobie koktajlową czarną sukienkę, pomalowała się. Zobaczenie jej ciała, ze strużką krwi płynącą z ust i nienaturalnie wygiętym karkiem, było najgorszym, co w życiu zobaczyłam.

Scarlett, zamówiłem taksówkę, pojedziemy do domu. Tak? Steve pogłaskał mnie po plecach, a potem objął w talii i powoli obrócił twarzą do siebie. Nogi miałam jak z waty, pewnie upadłabym, gdyby mnie nie trzymał.

Nie chcę wracać do pustego domu! Zaczęłam płakać, mimo że przed chwilą byłam jeszcze zupełnie spokojna. Steve pocałował mnie w tył głowy, a potem podniósł na ręce.

Mała, pojedziemy do mnie. Odstawił mnie na ziemię i podał rękę, obejmując ramieniem. Taksówka stała na podjeździe pomiędzy samochodami. Tomas odprowadził nas aż do auta, obszedł je dookoła żeby odłożyć moje rzeczy na siedzenie obok.

Dasz sobie radę? Steve obrócił się na siedzeniu.

***

Gales była naprawdę podobna do Steve'a miała ciemne włosy, brązowe oczy, wąskie usta. Siedziała na fotelu, ubrana w dziewczęcą, jasnoniebieską piżamę i mokrymi włosami, opadającymi na ramiona.

Myślałam, że wrócisz później zawołała już od progu. Ale jak coś to mamy jeszcze trochę pizzy.

Możesz odgrzać.

Steve trzymał mnie na rękach, tym razem w pozycji, którą zajęcia pierwszej pomocy nazywały 'po matczynemu'. Nie miałam siły wyjść z taksówki o własnych siłach. Byłam przemoczona i zmarznięta.

O mój Boże, co się stało? Dziewczyna natychmiast zerwała się ze swojego miejsca i podbiegła do mnie z kocem. Nie jestem pewna, czy wyglądałam na w pełni trzeźwą nawet się tak nie czułam, mimo że najbardziej procentowym napojem, który wypiłam, był gazowany napój pomarańczowy.

Potem ci wyjaśnię. Jest w szoku.

Z tobą wszystko dobrze?

Radzę sobie. Wzruszył ramionami. Gales spojrzała na niego, a potem podała mi dłonie, prowadząc do łazienki. Chwilowo wydawała się chyba bardziej zaaferowana i przerażona niż ja.

Bierz, co chcesz, nie krępuj się. Stanęła na palcach, zdejmując z półki biały koszyczek i wyjmując z niego zapakowaną fabrycznie szczoteczkę. Przyniosę ci piżamę, kochana. Śpisz w spodniach czy w koszuli?

Usiadłam na zamkniętej klapie toalety i schowałam twarz w dłoniach. Powinnam się ogarnąć.

Obojętne. Przynieś, co ci wpadnie w ręce.

Gales wyszła z łazienki, zostawiając szeroko otwarte drzwi było strasznie duszno. Lustro nad umywalką było zaparowane, a na półeczce pod nim stały dwie kosmetyczki, mydło w płynie i kubek ze szczoteczkami do zębów. Ich matka była modnisią, a modowe magazyny leżały nawet na koszu na brudną bieliznę.

Nie zamykaj zamka. Złożyła ręce jak do modlitwy, a potem skierowała się do drzwi. A jakbyś czegoś chciała, to krzycz.

Zdjęłam z siebie bluzę, szorty i kolorowy kostium kąpielowy dopiero wtedy dotarło do mnie, że moje majtki prawdopodobnie leżą w taksówce albo na podjeździe Melanie.

Wszystkie kosmetyki w ich domu pachniały podobnie czymś pomiędzy męskimi perfumami a szamponem dla dzieci. Być może ich matka miała coś przyjemniejszego, ale przeszukiwanie jej rzeczy byłoby już ponad standardy.

Owinęłam się błękitnym, szorstkim ręcznikiem i spojrzałam w zaparowane lustro. Mogło być gorzej, ostatecznie nie wyglądałam tak źle, jak spodziewałabym się po świadku samobójstwa ale dalej drżałam, chociaż przestałam niekontrolowanie płakać.

Dostałam dwa odgrzane kawałki pizzy z szynką i szklankę soku pomarańczowego zjadłam je w błyskawicznym tempie, a potem położyłam na kanapie i zasnęłam.

***

Obudziłam się koło ósmej rano mój telefon leżał na szafce, obok mojego plecaka. Ktoś przykrył mnie kołdrą i przyniósł kilka poduszek pod głowę. Kanapa w ich domu była zaskakująco wygodna, może nawet wygodniejsza niż moje łóżko.

Spojrzałam na wyświetlacz. Bateria trzymała się całkiem nieźle trzydzieści procent było prawdziwym luksusem zwłaszcza, że o tak wczesnej godzinie, miałam już kilka nieodebranych wiadomości. Z ulgą stwierdziłam, że wiadomość o aferze jeszcze nie dotarła do mojej mamy. Calissa wysłała mi kilka esemesów, ale nie było w nich nic ważnego mimo to wysłałam jej kilka zdań, żeby dać znać, że wszystko w porządku.

Steve wysłał mi serduszko na dobranoc. Odpisałabym mu, ale na pewno nie wyciszył dzwonka, a nie chciałam go budzić.

Jak się czujesz? Martwiłem się o ciebie. W końcu odebrałaś, Scarlett stwierdził z wyrzutem Tomas, kiedy tylko do niego zadzwoniłam. Przeciągnęłam się, ziewając cicho.

Spałam...

Zasnęłaś? Ja nie zmrużyłem oka przez całą noc...

Obudziłam cię? zapytałam. Dlaczego w ogóle próbowałam kontaktować się z ludźmi o ósmej rano w sobotę? Czy to w ogóle miało sens?

Nie, co ty. Właśnie miałem iść na śniadanie. Ziewnął. Chyba muszę kończyć, rodzice się niecierpliwią. Wiesz jacy są... Jakbym im miała uciekać ta modlitwa. Pa.

Jego rodzice byli naprawdę miłymi ludźmi, którzy bardzo dbali i o syna, i o karierę, i o swój związek, i o dom. Nie miałam czego im zarzucić może oprócz niemal fanatycznej wiary. Cóż Tomas nie wydawał się specjalnie narzekać.

Już wstałaś? Gales uśmiechnęła się, podchodząc do jednej z kuchennych szafek i wyciągając sobie miskę. Co jesz na śniadanie? Płatki, kanapki, może jajka?

Daj mi cokolwiek, to nie gra roli.

No co ty, jesteś gościem! Oparła się o blat i pochyliła w moją stronę. Zjemy to, na co masz ochotę. Nie krępuj się.

Gales, ja naprawdę... Zjem cokolwiek. Podrapałam się po karku. Nie zamierzałam narzucać im swoich nawyków żywieniowych zwłaszcza, że nie była moją służącą. Oczywiście, była bardzo miła, ale jej gościnność mnie przytłaczała.

No dobra. To zrobię jajecznicę, okey? Uśmiechnęła się, otwierając lodówkę. Twój telefon dzwoni.

Mama. Wzięłam głęboki wdech, przygotowując w głowie wiarygodną wersję zdarzeń wróciłam do domu koło pierwszej; nic nie piłam na imprezie; Melanie okazała się bardzo sympatyczna, ale nie miałyśmy okazji za dużo pogadać; świetnie się bawiłam; wstałam dosłownie przed chwilką i właśnie chciałam myć zęby.

Halo?

Scarlett, wszystko w porządku? zapytała. Nie musisz odpowiadać, już wszystko wiem, kochanie. Tak mi przykro, że musiałaś być świadkiem tego wszystkiego.

Trzymam się powiedziałam zaskoczona. Cholera, liczyłam, że lokalne gazety zabiorą ze sobą tę tajemnice do grobu, zanim wróci do domu z delegacji.

Kamień z serca. Dajesz sobie radę? Jadłaś śniadanie?

Jeszcze nie, Gales właśnie gotuje oznajmiłam, patrząc jak rozbija jajka do jednej z ceramicznych misek. Wyglądała jak milion dolarów nawet robiąca jajecznicę, ubrana w piżamę od czasu pierwszego występu, jaki miałam okazję zobaczyć, widziałam w niej tylko baletnicę w pięknej, białej paczce.

Postanowiłam, że wrócę do domu wcześniej. Nie mogę poświęcać

Terry był jej psychoanalitykiem spotkali się raz na dwa tygodnie, żeby porozmawiać o problemach w pracy mamy, rodzinie, życiu i rozliczeniach podatkowych. Był wysokim facetem w szarej marynarce, miał ładną brodę i trzeba facetowi przyznać był cholernie charyzmatyczny.

Zwolniłam się z delegacji, właśnie wracam do domu. Potrzebujesz czegoś?

Nie trzeba. Nie mówiłaś, że to bardzo ważny wyjazd?

Będzie następny, ważny czy nie. Nic nie jest ważniejsze niż rodzina stwierdziła z taką determinacją, że nie miałam odwagi się sprzeciwić. Poza tym cieszyłam się! W końcu miałam okazję spędzić z nią trochę czasu.

To ja będę leciała, wiesz?

Nawet nie zjesz? Dziewczyna podniosła głowę znad patelni.

Podziękuję. Wypiorę i oddam w szkole. Wskazałam na piżamę. Przebrałam się w jeszcze odrobinę wilgotny i pachnący chlorem kostium i pogniecione ciuchy, po czym wypadłam z domu, trzaskając drzwiami.

sobota, 17 września 2016

Rozdział pierwszy - Fight song

 
Fight song


Nigdy nie lubiłam takich miejsc jak pchle targi nienawidziłam zapachu stęchlizny i przeciskania się między ludźmi. Calissa nie wyglądała zachwyconą. W takich miejscach nie było zbyt wiele rzeczy, które by się jej spodobały ubrań, butów, kosmetyków albo jedzenia. Sama nigdy nie przyszłabym w takie miejsce, gdyby brak gotówki nie dawał mi się boleśnie we znaki.

Wracajmy już, nogi mnie bolą... jęknęła Calissa, opierając się o jeden ze stolików. Mogłabyś się szarpnąć na normalny prezent.

Mogłabym. Kiwnęłam głową, dołączając do niej i biorąc do ręki jeden z pokrytych patyną wisiorków. Ale nie chcę wydawać więcej kasy niż to absolutnie potrzebne, zwłaszcza, że ledwo wiem jak ta dziewczyna ma na imię.

Osiemnastkę ma się raz w życiu stwierdziła. Wyciągnęłam dłoń po szkatułkę, stojącą na drugim końcu, na koronkowej serwecie. Pogładziłam palcem zamknięcie, a potem przesunęłam go na jedno ze zdobień... Cóż, była całkiem ładna i wyglądała na drogą.

Jak każde inne urodziny. Ile za to?

Sprzedawczyni podniosła wzrok znad gazety i spojrzała najpierw na trzymaną przeze mnie skrzyneczkę, a potem na mnie jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. Nie wydawała się zbyt sympatyczna, ale w końcu wstała z krzesła i rozpięła swoją torebkę.

Pięć funtów i jest twoja.

Trzy? Spojrzałam na nią z nadzieją, przygryzając wargę. Kobieta wyciągnęła z leżącego na ziemi plecaka foliowy worek i mi podała. Uśmiechnęłam się delikatnie, wysypując na ladę garść drobniaków.

Mam idealny prezencik. Możemy już iść, Lis.


***
Calissa zawlokła mnie aż do Sturbucksa mimo że nie przepadałam za kawą, wyjątkowo potrzebowałam mocnego kopa na rozpęd, jeśli chciałam wytrwać do końca dnia. Cała ta impreza nie napawała mnie optymizmem, zwłaszcza, że miałam iść na tę imprezę praktycznie sama. No dobra, nie do końca, ale Tomas nie był zbyt rozrywkową osobą a jego rodzice krzywo patrzyli nawet na odprowadzanie dziewczyny do domu.

Ja na twoim miejscu założyłabym tę czarną. Moja przyjaciółka przygryzła słomkę. I zaprosiła kogoś, kto umie się bawić. Scarlett, na pewno masz jakichś... Fajnych, męskich znajomych, nie tylko Tomasa.

Chyba trochę przesadzasz westchnęłam, skubiąc palcami ciastko. Moje karmelowe cappuccino powoli stygło w papierowym kubku, ustawione na kilku ulotkach reklamowych.

Tomas naprawdę nie był zły umiał się rozerwać, po prostu w trochę inny sposób. Mnie też nie bawiła gra w butelkę albo rozbieranego pokera. Był idealnym chłopcem miłym, ułożonym, inteligentnym.

Nie pali, nie pije i nie współżyje. Wywróciła oczami. Doceniam, ale wiesz, że on... No... On nawet na klasowych ogniskach tak średnio. To twoja pierwsza osiemnastka!

Zdjęłam wieczko z kubka i napiłam się jak zawsze napój był piekielnie słodki, nawet po zjedzeniu ciastka z czekoladą. Wolałam trochę inne smaki słone i pikantne przekąski, gorzką czekoladę, kwaśne owoce.

Wejdę, dam prezent i zmyję się, kiedy tylko będzie taka możliwość.

Steve się na ciebie gapi. Calissa wpakowała palce do ust i przygryzła paznokcie, pomalowane granatowym lakierem. Ja i Steve byliśmy... Kumplami. I jeśli w ogóle, to gapił się na nią. Była znacznie ładniejsza miała zadbane, jasne, lekko zakręcone włosy, pełne usta, świetnie się ubierała, bo miała figurę do krótkich topów, rurek albo rozkloszowanych spódnic.

Zaczęłam miąć w dłoniach materiał swojej szarej bluzy, która skutecznie ukrywała moje kształty przynajmniej robiłaby to, gdybym je miała. Przy innych dziewczynach, które kręciły się wokół niego i tak czułam się zupełna deska.

Serio? zapytałam w końcu.

Serio. Steve zakrył mi oczy dłońmi, zachodząc mnie od tyłu i odsuwając kawałek na krześle. Odruchowo się zaśmiałam, próbując ukryć swoje zakłopotanie.

Całkiem, całkiem serio. Calissa wstała ze swojego miejsca i założyła swoją kurtkę, puszczając oczko. Zostawię was już, muszę lecieć. Możecie skończyć moje zamówienie, jeśli macie ochotę. Całuski, Letty.


Steve zaśmiał się pod nosem, siadając na jej krześle i odsuwając od siebie papierowy kubeczek. Odwrócił się za siebie, a potem wywrócił oczami.
Kupujecie to mleko mi na złość, co?

Oszczędzamy jakieś... Dwadzieścia pięć pensów. Wzruszyłam ramionami. Steve uchodził za największego buntownika w naszej szkole nosił długie włosy, kolczyk w uchu i łamał większość mniej znaczących zasad. Świadomość, że ktoś taki może nie tolerować laktozy, była jednocześnie pocieszająca, niezręczna i w pewien sposób fascynująca.

To jawna dyskryminacja stwierdziłam po chwili. Steve rozczochrał mi włosy, a potem wywalił kubek mojej przyjaciółki do kosza i podał mi bluzę, żebym się ubrała. Na zewnątrz było dość wilgotno, co w Anglii i to w listopadzie, nie było niczym najdzwyczajnym.

Gdzie idziemy? zapytałam w końcu. Nie odezwał się do mnie od kilku minut ale przecież nie powiedziałam nic, co mogłoby go obrazić. Rany, Steve nie był rozhisteryzowaną nastolatką, nie strzelał fochów, co dwa kroki.

Nad rzekę. I zanim wymyślisz coś w stylu "będziemy skakać z mostu na czas", posłuchaj co chcę ci powiedzieć.


Steve związał sobie włosy w kitkę, a potem złapał jedną dłonią za żuchwę i zmusił, żebym na niego spojrzała, a drugą za dłoń. Czułam się dosyć niezręcznie, ale jednocześnie było mi całkiem... Przyjemnie.
Podobasz mi się, Scarlett. Nachylił się do mnie i pocałował w usta.


***
Melanie mieszkała w ładnym, dużym domu prawdziwej willi z basenem. Błyskały kolorowe światła, a wszechobecne balony były przyozdobione rysunkiem piersi albo penisów. Cóż chyba trafiłam na bardzo oryginalną imprezę.

Mogłam się jedynie cieszyć, że ostatecznie szarpnęłam się na inny prezent. Chyba spaliłabym się ze wstydu, wręczając jej drewnianą szkatułkę. Co prawda nie wzięłam do serca rad Google, które radziło mi kupić stringi albo uszy króliczka, ale udało mi się znaleźć dosyć ładną koszulkę i wyglądające na drogie słuchawki.

Specjalnie na tę okazję wcisnęłam się w dwuczęściowy kostium kąpielowy, który kupiłam rok wcześniej, dając się ponieść wakacyjnym wyprzedażom w Hiszpanii. Cóż, naprawdę podobał mi się jego kolor, krój i piętnastoprocentowa zniżka poza tym miałam okazję założyć go pierwszy raz od kiedy go kupiłam.

Dobrze się bawisz? zapytał Tomas. Siedzieliśmy na brzegu basenu, popijając gazowane napoje i brodząc nogami w przyjemnie chłodnej wodzie. Jakaś dziewczyna, ubrana w koszulkę na ramiączkach i szorty wskoczyła do wody, nie zdejmując nawet trampek.

Kto nie skacze, ten z policji, hej!

Tak średnio. Nie przepadam za takimi imprezami, jak wróci Steve to chyba wrócę już do domu.

Steve przyszedł jako moja para, a Tomas... Nie miałam serca go spławić, a on chyba nie miał odwagi mi odmówić przyjścia. Ostatecznie przynajmniej byliśmy razem razem też zostaliśmy ochlapani.

O mój Boże! Megan!


Mokra brunetka błyskawicznie wyskoczyła z wody, wycierając dłońmi makijaż, spływający po jej mokrych policzkach. Odruchowo obróciłam się w stronę, którą wskazała ręką, podobnie jak kilkanaście innych osób.

Na gzymsie siedziała dziewczyna, przytrzymując się jedynie jedną ręką. Zakręciło mi się w żołądku na samą myśl tego, co miało się zdarzyć.
Niech ktoś dzwoni po karetkę! Barmanka wybuchła histerycznym płaczem. Mój telefon leżał razem z moimi ubraniami na jednej z ogrodowych ławeczek przeklinałam moment, kiedy go tam odłożyłam. Normalnie nie rozstawałam się z komórką nawet na minutę.

Megan, wszystko się ułoży!

To najgorsze urodziny w moim życiu! Melanie też zaniosła się płaczem, biegnąc do domu i trzaskając za sobą drzwiami. Pod dachem zebrał się spory tłum kilka osób nagrywało całe wydarzenie telefonami.

Zabierz mnie stąd... Bezradnie wtuliłam się w przyjaciela. Boję się. Boję się, Tomas. Tomas...

Megan, zejdź na ziemię! Megan! Musisz żyć!

Gdzie jest ta policja?!

Dziewczyna puściła uścisk i bezładnie poleciała w dół, uderzając w ziemię ze stłumionym piskiem. Mogłam przysiąc, że usłyszałam trzask łamanej kości, w chwili, kiedy wszyscy wstrzymywali oddech.
Słabo mi...
***
 Oto i pierwszy rozdział ;) Robiłam co w mojej mocy, aby był jak najlepszy - no i żeby był. Będę starała się publikować w miarę regularnie i gdyby ktokolwiek chciał mi w jakiś sposób pomóc - czy to napisać fragment, czy to podrzucić pomysł - jestem w stu procentach otwarta.
 


piątek, 16 września 2016

WAŻNE

Witajcie, tutaj Vicky.
Muszę was poinformować, że nie jestem w stanie pisać tej historii. Ledwo daję radę z dwoma blogami, a co dopiero z tym. Przepraszam. Nie przemyślałam tego wcześniej.

Nie chcę zostawiać Lagusiak samej. Dlatego mam do was pytanie: Kto z was chciałby zająć moje miejsce i pisać tę historię?
Proszę was to naprawdę ważne.
Odezwijcie się w komentarzach.

Pozdrawiam
Vicky ❤

poniedziałek, 12 września 2016

Prolog





 


Dziewczyna zamknęła okno, trzaskając okiennicami. Była pełnia, a gałęzie wysokiego, suchego dęby kołysały się na porywistym wietrze, drapiąc drewnianą powierzchnię. Zapaliła świecę, a blady blask oświetlił pomieszczenie. Nie było tam wiele — jedno, puste małżeńskie łoże, skrzynia na bieliznę, niewielki, odrapany stół. To na nim stało to, co było najdroższe jej sercu — malutki, niewinny aniołek pochowany w drewnianej skrzynce.

— Łatwiej wyrzucić tysiące rubli z kieszeni, aniżeli jedno przywiązanie z serca, aniołeczku... — szepnęła, gładząc rzeźbione zamknięcie. — Niech ci ziemia lekką będzie.
Wyciągnęła spod jednej z puchowych poduch grubą linę i pochyliła głowę. Jej drżące palce zawiązywały pętlę, a parzące łzy spływały na materiał grubej, zdobnej sukni. Miała brać w niej ślub... Jej jedyna miłość. Jedyne dziecko.
— Tak bardzo... Tak bardzo cię teraz nienawidzę! — Stanowczym ruchem przysunęła drewniany taboret i stanęła na nim drobnymi, delikatnymi stópkami. Sznur zawisł na haku — nie było już odwrotu od tej decyzji. Odgarnęła swoje jasne włosy, wyrzucając je wysoko w górę.
— Czuję się wolna, wiesz? — Zaśmiała się cicho, wsuwając głowę i gładząc palcami mocny splot. — Taka wolna jak ty. Niech mi także ziemia lekką będzie.
Stołeczek przewrócił się na ziemię. Jedynie drewniana szkatułka była świadkiem młodej jeszcze Victorii zwisającej bezwładnie pod sufitem dworku.


***


Mężczyzna postawił skrzyneczkę przed sobą i oparł się łokciami o blat biurka. Przetarł twarz dłońmi, drażniąc zaczerwienione od łez oczy. To samo piękne drewno, te same malunki, te same napisy — tak pięknie wykonane, skrywające tak piękną zawartość, a zarazem tak straszliwą klątwę.
— Zabrałeś mi córkę i dziecko, gałganiarzu — syknął przez zaciśnięte zęby. — A teraz niech Bóg odbierze ci wszystko, co masz.
Gwałtownie odsunął krzesło i złapał skrzynkę w dłonie, zaciskając na niej mocno palce. Sięgnął po klucz i zamknął drzwi, po czym uśmiechnął się zwycięsko. Słowa okolicznej wiedźmy nadal dzwoniły mu w głowie, a przed oczami nadal widział staruszkę rzucającą czar.
— Przekaż to szlachcicowi Poltier. — Wcisnął przedmiot w dłonie gońca. — Ze szczególnym pocałowaniem i najgorliwszymi życzeniami na jakie mnie, ojca panienki Victorii było stać.
Oto wydał judaszowy pocałunek na każdego posiadacza skrzynki, aby ten popadł w obłęd i szaleństwo, aby doznał najstraszliwszego cierpienia i aby dusza jego nie zaznała spokoju na tej ziemi.
— Amen.


***


Na cały dwór padł blady strach — domownicy nie spali po nocach, a służba szeptała z niepokojem po kątach. Baba siedziała w bujanym fotelu, przesuwając w palcach paciorki różańca.
— Oto spadła na nas, Panie, zemsta twoja okrutna i wnuk mój zemsty twojej na łowach także zaznał... — szepnęła, wpatrując się w ogień, trzaskający w kominku. — Od choroby, głodu, ognia i wojny, uchowaj nas, Panie.
Powoli zamknęła oczy. Znachorka stała w progu, przyciskając do siebie prześcieradło.
— Umrze w ciągu kilku dni. Nie ma już dla niego innego życia niż wieczne.
Szlachcic umarł tego samego wieczora, bełkocząc jeszcze w gorączce. Służba spaliła wszystko, czego młodzieniec dotykał — pozostała tylko jedna rzecz, którą młoda służka wyniosła pod fartuchem. Mała, drewniana skrzyneczka.


***


Skrzyneczka okrążyła prawie cały świat; wpadała w ręce wielu ludzi. Zawsze działy się wtedy niezwykłe rzeczy. Jedną z osób obdarowanych szkatułką, był zamożny mieszczanin, który dostał ją w prezencie od swojej matki.
— Cóż to za cudeńko, Merlinie? — zapytał jego znajomy, a oczy aż mu się zaświeciły.
— Cudowny drobiazg. Tyle złoceń, napisów. Zajmie honorowe miejsce na moim stoliku. Chwalił się nią wszystkim dookoła. Od progu zaskoczył go szczur.
— Kysz mi stąd, ty parszywcu jeden! — krzyknął i nadepnął na niego. Zwierzę krzyknęło żałośnie, dusząc się pod podeszwą buta.
Merlin nie wiedział jeszcze, jakie będą skutki tego czynu.
Kilka dni później matka znalazła go nieżywego. Jedno, zakażone, szczurze ugryzienie — po nim nie było już nadziei. Dżuma nie znała litości... Skrzynka została sprzedana razem ze wszystkimi rzeczami mieszczanina.

***
Witajcie! 
Chciałybyśmy powitać was na naszym nowym blogu. 
Mamy nadzieję, że prolog wam się spodobał i zostaniecie z nami przez resztę historii ^^ Zapraszamy także do odwiedzenia innych zakładek na blogu

PS. Akcja prologu dzieje się w gotyku - ze względu na czystą historię, postaci odnoszą się do Boga i religii, bo jest to po prostu część obyczaju. Są to czasy, gdzie nie dało się "nie wierzyć" - ateizm i deizm pojawił się dopiero w oświeceniu, podczas, gdy my jesteśmy w gotyku ;)

PS2. Równocześnie są to czasy, gdzie kładzie się na Boga duży nacisk - nieślubne dziecko jest dużą skazą na obu rodach, dlatego w takich momentach ślub trzeba jak najszybciej sfinalizować. Bohaterka poroniła, a wszystko legło w gruzach.
 
Pozdrawiamy,
Lagusiak i Vicky ❤